Fotografią teatralną warto zająć się głębiej choćby dlatego, że choć tworzenie spektakli wymaga wielkiego wysiłku, zostaje po nich stosunkowo niewiele. W rzadszych przypadkach bywa jednak, że scenografia, kostiumy, projekty z jakichś przyczyn nie podlegają zniszczeniu; bywa również na szczęście, że spektakle są zapisywane na wideo.
Nic jednak nie oddaje spektaklu tak wiernie jak sam spektakl: buduje się on z każdym stukotem, chrząknięciem aktora, z zawirowaniem pyłu w snopie teatralnego reflektora. Nie odda tego nic poza atmosferą teatralnej sali. Każdy zapis spektaklu wiąże się z przekłamaniem, z poczuciem zdrady; jeśli te przekłamania nałożyć na wahania pamięci widzów (każda z nich jest inna), otrzymujemy całą paletę różnorodnych zapisów. Medium, które jest prawdopodobnie najbliżej teatru, pozostaje najbardziej mu wierne, to fotografia; stąd pomysł poświęcenia jej wystawy.
Fotografia – jak wideo – jest zapisem mechanicznym i stosunkowo wiernie odzwierciedla sceniczną rzeczywistość. Sekwencjonuje teatralną materię na pojedyncze klatki, obrazy w podobny sposób, jak działa ludzka pamięć, stąd bliskość skojarzeń: fotografię odczytuje się jako zapis naturalny, nieprzekształcony. Co prawda wybiera ona dla siebie najdogodniejsze punkty (w przestrzeni i w czasie), bywa, że buduje punkty widzenia całkowicie nowe i niepodległe wobec pamięci widza (bo z różnych przyczyn dla niego nieosiągalne), jednak w odróżnieniu od zapisu wideo nie tworzy odrębnej i prowadzonej z kilku kamer jednocześnie narracji.
Pamięć teatru działa wybiórczo i często jest dla swoich bohaterów okrutna.